17 stycznia 2022

ROZDZIAŁ III: Pamiętniki

  Zapadła kolejna, dziwna cisza, a ja zesztywniałam. Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Nie spodziewałam się tego imienia, które padło z ust pana Björna – imienia mojej matki. Wszyscy od zawsze mówili mi, że ją przypominam. Nie lubiłam o niej rozmawiać, gdyż zawsze wywoływało to u mnie burzę emocji i wiele przemyśleń. Za każdym razem musiałam na nowo uporać się z bólem. Nigdy nie miałam okazji jej poznać. Wiele razy zastanawiałam się, dlaczego los postanowił ją zabrać i zostawić mnie samą z ojcem – alkoholikiem.

– Znał pan moją matkę, Caren? – zapytałam cichym głosem i podniosłam wzrok. Czułam, jak po ciele przechodzi mnie lekki dreszcz.

– Och, tak. Przemiła i przepiękna kobieta. Jesteś córką Caren? Nigdy nie wspominała mi, że ma córkę – odpowiedział, widocznie zaciekawiony. 

Może dlatego, że zmarła zaraz po tym, jak mnie urodziła, pomyślałam.

Wiedziałam, że matka wychowała się w Snowhall, ale z tego co, było mi wiadome, wyjechała dwadzieścia pięć lat temu na studia, do gorącej Kalifornii, gdzie właśnie poznała ojca.

– No cóż... – mruknęłam cicho. Nie chciałam drążyć tematu o matce. Obiecałam sobie, że nie będę przywoływać wspomnień o ojcu, czy matce. Chciałam o nich zapomnieć i skupić się na tym, co będzie, a przeszłość zostawić za sobą, razem z mnóstwem bolesnych obrazów.

– Masz jej oczy. Zdecydowanie. Piękne, zielone…

Pokiwał głową, wpatrując się we mnie uważnie. Tę cechę wspólną odkryłam dawno temu. 

– Wracając do tej książki… – Nie ustępowałam. Skoro miałam już na dobre zamieszkać w tym miasteczku, musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie, czy hobby. Temat wilków wydawał mi się niezwykle intrygujący. 

– No tak. Wilki.

Pan Björn podrapał się po głowie i zaczął krzątać po pomieszczeniu. Stał za niewielkim kontuarem, schylając się po coś. Wyprostował się po chwili, trzymając w ręku zakurzoną książkę wraz z zawiniętą, papierową torebką. Odrzucił cienki kucyk na plecy i poprawił swoje znoszone poncho. 

–  To dość stara książka, ale znajdziesz w niej historię całego Snowhall. Zapakować? Dorzucam jeszcze herbatkę ziołową – rzekł z serdecznym uśmiechem, pokazując mi saszetkę z suszem, zapakowaną w papier. – I jeszcze ten basior… – dodał, przypominając sobie o figurce.

Nie tego oczekiwałam. Zrezygnowana ukradkiem wywróciłam oczami, gdy pan Björn wertował pożółkłe kartki. Uznałam, że chyba źle się zrozumieliśmy i nici z nowej lektury. Nie wiedziałam, co miałam mu odpowiedzieć. Wydawał się miły, a poza tym od czasu, gdy odwiedziłam jego sklep, nikt inny nie zjawił się w środku. Zapewne nie odwiedzało go wielu klientów, przez co jeszcze bardziej zrobiło mi się go żal. Przedmioty w sklepiku również wyglądały, jakby stały tam przed dłuższy czas, o czym świadczyła warstwa kurzu.

– Poproszę – odparłam z wymuszonym uśmiechem. 

Miałam nadzieję, że nie przekroczę mojego budżetu i uda mi się zapłacić za całość. Pan Björn pakował zakupy z widocznym entuzjazmem. Nie miałam serce odbierać mu tej radości, nawet jeśli kupowałam coś, czego w ogóle nie chciałam.

Mężczyzna wręczył mi pakunek, po czym pożegnał mnie szerokim uśmiechem i poprosił, bym pozdrowiła matkę oraz ciotkę. Zdziwiłam się nieco z tego powodu, ale pokiwałam głową i udałam się do wyjścia. Kiedy chwytałam za wypełnione zakupami torby, skierowując się do wyjścia, ktoś wtargnął gwałtownie do sklepiku. Podniosłam wzrok, widząc młodego mężczyznę, z którym minęłam się w przejściu. Nie minęło kilka sekund, a nagle coś pociągnęło mnie mocno za szalik w tył. Splot wokół mojej szyi się zawęził. 

– Ała! – krzyknęłam, czując ucisk. Chwyciłam się za gardło, luzując szal. Nim się odwróciłam, owy mężczyzna stał obok mnie, zerkając na mnie przerażony.

– Cholera, przepraszam – rzucił krótko, rozplątując swoją kurtkę z moim szalikiem. Pociągnęłam gruby materiał i poprawiłam go. – Naprawdę przepraszam. Nie wiem, jakim cudem to się stało.

– Spoko – mruknęłam krótko, zarzucając torbę z zakupami na ramię. Chłopak jeszcze przez chwilę spoglądał na mnie, jednak po chwili ocknął się i zapytał:

– Nic ci nie jest?

– Nie, w porządku – rzekłam cierpko i odchrząknęłam.

Chłopak uniósł kąciki ust i zaśmiał się lekko. Kątem oka obserwowałam go, ale nie miałam zamiaru zaprzątać sobie głowy jakimś palantem, który naśmiewał się ze mnie. Obróciłam się na pięcie, po czym szybkim krokiem opuściłam sklep.

Udałam się na parking, gdzie miałam spotkać się z ciotką. Było już praktycznie ciemno. Jedynie latarnie oświetlały miasteczko, a przy tym ścieżki, więc musiałam patrzeć przed siebie, by znów nie strzelić jakiejś gafy. 

Zerknęłam na zegarek, zastanawiając się, ile czasu spędziłam w sklepie pana Björna. Zorientowałam się jednak, że w Snowhall dzień z każdym dniem stawał się krótszy, a słońce pojawiało się czasem na mniej niż godzinę w ciągu dnia. Rozejrzałam się, czy zmierzałam w dobrym kierunku. Mróz skrzypiał pod moimi stopami, ale dzięki nowym śniegowcom było mi naprawdę ciepło w stopy. 

Przytaszczyłam w końcu zakupy na parking. Johanne czekała już na mnie, opierając się o jeepa, którego zdążyła już odśnieżyć z warstwy świeżego puchu.

– Jak tam, udało ci się wszystko kupić? – zapytała, zerkając na moje zakupy i lustrując mnie od stóp do głów.

– Wydaje mi się, że tak.

– Widzę, że już zdążyłaś zamienić cieniutki płaszcz na kurtkę. Och… i w końcu odpowiednie buty!

Zaśmiała się, podchodząc do mnie i spoglądając na moje nowe, puchowe okrycie. Uśmiechnęłam się do niej. Ciotka potrafiła zarazić każdego swoim entuzjazmem, nawet udawało się jej to ze mną.

– Tak, jest znaczna różnica.

– Może teraz będzie także mnie upadków.

Puściła mi oko, a ja wywróciłam tylko oczami, po czym zaśmiałam się. W zasadzie to miałam taką nadzieję.

– Zobaczymy… Bo to nie tylko od butów zależy.

– No tak. Wsiadaj, maleńka. Wracamy do domu – obwieściła ciotka, a następnie zrobiłam, jak nakazała. 

Zaczęło ponownie padać, przez co nasza droga do domu wydłużyła się. Z każdą minutą przybywało coraz więcej śniegu, a ciotka klęła pod nosem, że wycieraczki samochodowe głośny skrzypiały. Widoczność była naprawdę kiepska. 

– To normalne, tak?

– Niestety. To dopiero początek – uświadomiła mnie. Westchnęłam głośno, spoglądając na sznur latarni, których światło odbijało się z daleka, zostawiając żółtopomarańczową poświatę.

– Byłam w sklepie zielarskim – wypaliłam. Ciotka spojrzała na mnie pytająco.

– Ach, tak? Trafiłaś tam? 

– Tak.

– I co tam u starego Björna? Dalej ma tam taki rozgardiasz? – spytała i prychnęła. Zmrużyła oczy, by zobaczyć coś przez wirujące płatki śniegu.

– Myślałam, że sprzedaje głównie zioła.

– Bo sprzedaje. To jedyny sklep z ziołami w okolicy, a przy okazji można dostać dosłownie wszystko. Kiedyś kupiłam tam nawet obrożę dla psa. 

– Ale nie to mnie zaskoczyło – mruknęłam cicho.

– No proszę. A więc co takiego?

– Pan Björn wspomniał o matce. Znał ją.

Twarz ciotki momentalnie zastygła, a na czole pojawiło się kilka dodatkowych zmarszczek. 

– To bardzo możliwe. Wiesz, twoja matka wychowała się tutaj, podobnie jak Björn – rzuciła. W jej głosie zauważyłam lekkie rozchwianie, a ton zmienił się momentalnie, gdy wspomniałam o Caren.

– Niewiele o niej wiem. Ojciec zawsze unikał tematu. Zresztą wiecznie był pijany, więc nawet nie miałam okazji, by z nim normalnie porozmawiać. 

Do oczu napłynęło mi kilka łez, które otarłam dłonią. Zacisnęłam zęby i przygryzłam dolną wargę, kiedy o nim wspomniałam. Johanne także posmutniała, widząc moje rozgoryczenie.

– Twoja matka była dobrą osobą, ale popełniła w życiu wiele błędów. Między innymi to, że wyjechała. 

– Dlaczego tak mówisz? – drążyłam dalej temat. Niewiele wiedziałam o matce i chociaż zwykle nie lubiłam o niej rozmawiać, tym razem było inaczej. – Masz na myśli także to, że poznała ojca?

Ciotka chciała coś powiedzieć, ale zawahała się. Przez moment udawała, że jest bardzo skupiona na drodze i widocznie chciała wymigać się od dalszej rozmowy. Wpatrywałam się w nią, więc w końcu musiała odpowiedzieć. Nie dałam jej spokoju, świdrując ją wzrokiem.

– Naprawdę chcesz wiedzieć, co myślę?

– Tak – odpowiedziałam krótko.

Ciotka rzuciła mi wymowne spojrzenie i westchnęła głośno, nie ukrywając, że nie miała ochoty na wywody o moim ojcu.

– Facet, z którym się wychowałaś to najgorszy drań, jakiego znałam. Nie wiem, co twoja matka w nim widziała i dziwię się za każdym razem, gdy przypomnę sobie dzień, kiedy opuściła Snowhall. Dziwię się, że wyrosłaś na ludzi.

Sama zastanawiałam się nad tym, dlaczego wybrała takie życie. Ja na jej miejscu zostawiłabym tego pijaka.

– Jaka ona była? – zapytałam nagle, przypominając sobie starą fotografię, którą posiadałam. Ciotka zamyśliła się przez moment i odchrząknęła.

– Wiesz… Caren była bardzo skrytą osobą. Spotykała się z wieloma facetami, ale chyba jej jedyną miłością był Liam Hauge. Nawet nie wiedziałam, że była z tobą w ciąży. Wyjechała nagle z miasta kawał drogi stąd i odezwała się dopiero po miesiącu. Twoja babka wpadła w szał, zresztą ja też. Wysłała list, w którym napisała krótko, że musiała wyjechać i prędko nie wróci. Nie wiedzieliśmy nawet, gdzie przebywała. Jedynie znaczek na kopercie powiedział nam co nieco – oznajmiła, po czym zmrużyła oczy, kiedy samochód z przeciwka oślepił ją światłami drogowymi. Mruknęła coś pod nosem i uderzyła w kierownicę otwartą dłonią.

– Co było dalej? – drążyłam uparcie, nie zważając na rozkojarzoną ciotkę. 

– Ach, tak. Wybacz, ci idioci jeżdżą jak idioci. Nie cierpię wracać wieczorami – rzekła cierpko, wywracając oczami. – Wracając do twojej matki… Powiadomiła nas łaskawie kolejnym listem o ciąży. W końcu domyśliłam się, dlaczego uciekła. Miała zaledwie siedemnaście lat. Nie wiedzieliśmy, kto był twoim ojcem. W końcu po jakimś czasie odezwała się po raz kolejny i zgodziła się na wizytę. Było to pod koniec ciąży. Wtedy widziałam ją po raz ostatni. Odwiedziłam was później z Larsem, gdy miałaś może trzy lata. Poznałam wtedy tego łajdaka, Jacka. Już wtedy pił. Później Lars zachorował i nie mógł nawet podróżować, więc musiałam z nim zostać. 

– Nie miałam o tym w ogóle pojęcia. Ojciec o niczym nigdy nie wspomniał – burknęłam przez zaciśnięte zęby. Wbiłam wzrok w oddalony stok, oświetlony latarniami, który pełen był szusujących narciarzy.

– Nic dziwnego. Nigdy się nie dogadywaliśmy. Zaproponowałam nawet raz, że zaopiekuję się tobą i zabiorę cię do Snowhall.

– Naprawdę? – spytałam, zerkając na jej twarz. Ciotka zawstydziła się nieco i wykrzywiła usta w nieśmiałym uśmiechu.

– Tak. Niestety nie mogłam tego zrobić, bo twój ojciec nie miałby za co pić. Dostawał spore pieniądze za ciebie i Caren. Nie mógł przecież z tego zrezygnować… – mruknęła, ściągając brwi.

– No tak – mruknęłam. – Nie rozumiem, dlaczego wyjechała – powiedziałam półszeptem, kiedy ciotka podjeżdżała pod dom i parkowała samochód. Do oczu napłynęło mi kilka łez, ale starałam się je powstrzymać. Nie były one jednak spowodowane smutkiem, ale raczej frustracją i rozgoryczeniem. Usłyszałam także ujadanie psów, które momentalnie przypomniało mi o tym, gdzie byłam.

– Pytałam ją o to wiele razy, ale nigdy nie odpowiedziała. – Och, moje psiska. Na pewno umierają z głodu – dodała, gasząc silnik i spoglądając w stronę szczekających psów.

– Przykro mi – rzuciłam nagle, szarpiąc za klamkę.

– Dlaczego?

Johanne popatrzyła na mnie zaniepokojona, odciągając spojrzenie od czworonogów.

– O niczym nie wiedziałam. Nie byłam nawet na pogrzebie babci… Mam ogromny żal do ojca. – Opuściłam samochód, trzaskając drzwiami. – Przepraszam! – dodałam nagle, kiedy zorientowałam się, że wyładowywałam swoją złość na samochodzie ciotki.

– Nie szkodzi – odpowiedziała jedynie, uśmiechając się krzywo. – To i tak stary złom. Nie przejmuj się. Wracając do twojej matki…

Podniosłam głowę, gdy usłyszałam jej ostatnie słowa.

– Tak? Co takiego? – rzuciłam krótko, wyczekując jej wypowiedzi, chociaż nie wiem, czy usłyszała moje słowa z uwagi na ujadające psy, które nie przestawały szczekać.

– Caren zostawiła kilka pamiętników. Znalazłam je jakiś czas temu, ale nie miałam odwagi, by do nich zajrzeć. Może ty będziesz miała ochotę przez nie przebrnąć. Przynajmniej dowiesz się o niej zapewne czegoś nowego. Pewnie te pamiętniki więcej powiedzą ci o niej, niż ja zdołałabym – powiedziała, po czym krzyknęła w stronę psów, które energicznie merdały ogonami, wyczekując na właścicielkę. – Spokój, no już!

Nie sądziłam, że matka prowadziła jakieś pamiętniki. Nie wiedziałam też, czy będę miała odwagę do nich zajrzeć. Z jednej strony chciałam dowiedzieć się o niej czegoś więcej, a z drugiej zamierzałam zamknąć ten rozdział już na zawsze i nie wracać do bolących wspomnień. Wychowywanie się bez matki było niezwykle trudne, jednak nie miałam również porównania do tego, jak mogło być z nią. Wyobrażałam sobie jedynie sielankowy obraz dzieciństwa, jakie mogłam mieć. 

Zastanowiłam się przez moment wpatrzona w uradowane psy, próbujące wyskoczyć z kojca. Do oczu znowu napłynęło mi kilka łez, ale ścisnęłam na kilka sekund powieki i westchnęłam głośno, starając się opanować. 

– Chętnie do nich zajrzę – rzuciłam w końcu w stronę ciotki, która wchodziła właśnie w niewielkie stadko swoich poszczekujących przyjaciół. Ona jedynie spojrzała w moją stronę i posłała mi uśmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz