23 listopada 2021

P R O L O G

  Wędrówka po lesie wieczorną porą była ostatnią rzeczą, która mogła przyjść mi do głowy. To nie był dobry pomysł. Dobrze wiedziałam, że ze względu na porę roku mrok ogarniał miasto wcześniej. Dlaczego uparłam się, żeby wracać samotnie? Nie miałam pojęcia, ale musiałam jakoś przedrzeć się przez zagajnik. Plan był prosty – jak najszybciej przebiec leśną ścieżką, by znaleźć się w końcu w domu. 

Zerknęłam na telefon, gdzie wyświetlacz głosił informację o słabej baterii. Zaklęłam w myślach, chcąc wyrzucić go do śniegu. Brak jakiegokolwiek oświetlenia. Ratowała mnie latarka w telefonie, która być może wystarczyła mi na niecałe pięć minut.

Przyspieszyłam kroku, nie oglądając się za siebie. Patrzyłam pod nogi, by nie potknąć się na jakimś kamieniu. Przedzieranie przez śnieg było nie lada wyzwaniem, przez co oddychałam ciężko. Czułam jak płoną mi policzki. Czapka zsuwała mi się na oczy, a szalik powiewał na wietrze. Mroźny powiew chłostał moją twarz. Spadające z nieba płatki śniegu lądowały na moim ciele, rozpływając się na wełnianym płaszczu. Musiałam mrużyć oczy z uwagi na tańczące w powietrzu drobniutkie śnieżynki, przysłaniające mi widoczność. W końcu droga się skończyła, a bateria w telefonie wyczerpała. 

Zgubiłam się. Zaczęłam niepewnie rozglądać się po otoczeniu. Byłam całkiem sama w głębi lasu, który wydawał się coraz bardziej mroczny. Ruszyłam przed siebie, nie zważając na przeszkody, jakimi były drzewa czy krzewy. Nawet najmniejszy szmer wzbudzał we mnie nieopisany strach. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, co mogło mnie tam spotkać. Obawiałam się niedźwiedzi i wilków. Nie chciałabym trafić na żadne z tych zwierząt. 

Ostrożnie stawiałam kroki i bacznie wypatrywałam ścieżki, czy też wyjścia. Coraz trudniej było cokolwiek zobaczyć przez panujący półmrok i spowijającą przestrzeń gęstą mgłę, która zawisła w powietrzu, otulając las. Drzewa wydawały mi się kompletnie dziwaczne, a ich cienie przypominały przerażające postaci, które sobie wyobrażałam. 

Przestraszyłam się, gdy nagle do moich uszu dobiegł dźwięk łamanych gałęzi. 

Zamarłam.

Moje mięśnie momentalnie zesztywniały, a serce podskoczyło do gardła. Omiotłam wzrokiem drzewa i całe moje pole widzenia. Niewiele mogłam dostrzec w tym mroku, który z każdą minutą narastał. Wszędzie widziałam tylko śnieg, rozciągający się między drzewami, niczym biała pierzyna. Czułam, jak strach łapał mnie za szyję i ściskał mi krtań. Starałam się jakoś opanować, a przede wszystkim uspokoić oddech. Zastanawiałam się, czy to mój umysł płatał mi figle, czy faktycznie doszedł mnie ten charakterystyczny dźwięk. Nikogo jednak nie wiedziałam w pobliżu. Wiatr nieco uspokoił się, przez co mogłam otworzyć szeroko oczy i wytężyć wzrok. Ściemniało się coraz bardziej. Nerwowo przełknęłam ślinę, czując dziwny ucisk w gardle. Nie mogłam tracić czasu. Instynktownie rozejrzałam się po raz kolejny i pomaszerowałam przed siebie z wyciągniętymi rękami, które pomagały mi przedzierać się między drzewami. 

Nagle znowu ten dziwny trzask, a później świst. Stanęłam jak wryta. Przyklejona do grubego pnia, wypuszczałam powoli powietrze z płuc. Moją uwagę jednak przykuło coś przedziwnego. Coś, co sprawiło, że zbliżyłam się o kilka kroków, by móc bardziej się przyjrzeć. Para błękitnych, niczym głębia oceanu oczu wpatrywała się we mnie z ogromną uwagą, a po chwili zaczęła się do mnie przybliżać…

###

Aut. Okej, już jest. Sama nie wiem, co z tego wyjdzie i jak się dalej potoczy, ale pisze się lekko i przyjemnie, a czasem o to właśnie chodzi, prawda? Z mojej jesiennej chandry wyszło coś takiego. Nie wiem jeszcze w jakim kierunku zmierzam. Mam nadzieję, że w tym właściwym. Trzymajcie kciuki za wytrwałość. 

2 komentarze:

  1. Ja chciałam tylko napisać, że przeczytałam i jestem zaintrygowana. Prolog dość enigmatyczny, więc na razie ciężko mi napisać coś więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, rozumiem. Cieszę się, że jednak zajrzałaś i napisałaś coś :) Pozdrawiam!

      Usuń